Od Al Capone do bitcoina - wykład nt. prania brudnych pieniędzy na Wydziale Ekonomii i Zarządzania

Data wydarzenia 09-11-2017

Wykład Piotra Maślaka, menedżera firmy CERI Intrenational, wygłoszony podczas CERI DAY wzbudził ogromne zainteresowanie studentów Wydziału Ekonomii i Zarządzania UwB. W środę w wydziałowej auli zasiadało ich ponad 200, spodziewając się rewelacji dotyczących „Prania brudnych pieniędzy”, bo tak brzmiał tytuł wykładu.

Piotr Maślak, zaczął od tego, że w przeciągu ostatniego roku o 30 proc. wzrosła w Polsce liczba przestępstw związanych z praniem brudnych pieniędzy. A potem napięcie rosło.

- 80 proc. z nich dokonali ludzie nieróżniący się ode mnie, w białych kołnierzykach. To nie gangsterzy biegający z bronią, tylko osoby mające dostęp do informacji – mówił prelegent. – W Polsce w ostatnim roku wartość przepływów pieniężnych, związanych z praniem brudnych pieniędzy to 10 mld złotych. Szacuje się, że  podatkowe straty z tego powodu wynoszą w Europie 3 mld euro rocznie. Jest więc o co się bić.  

Rozwijająca się internetowa bankowość sprawia, że szybkość i wartość przelewów gwałtownie wzrosła. Powoduje to bardzo konkretne zagrożenia. Piotr Maślak wspomniał tu o bitcoinie, internetowej walucie, która nie ma materialnej formy, jest tylko sekwencją informatyczną – kodem.

- Sprawdzałem wartość bitcoina rok temu, wynosiła 800 dolarów. Po kilku tygodniach było to już 1200 dolarów, wartość na wczoraj urosła do 8 tys. dolarów!  - mówił. – Zagrożenie wynika z tego, że chociaż znamy całą historię obrotu bitcoina, nie wiemy kto za tym stoi. Niebezpieczny dla gospodarki światowej jest także system nazywany m-pesa. Pojawiał się w  Kenii, ale jest już stosowany m.in. w Rumunii, Albanii. W suahili „pesa” znaczy  pieniądze, a „m” to szybkość. Żeby z niego korzystać i robić przelewy, nie trzeba mieć rachunku bankowego, wystarczy telefon na kartę prepaid, która nie wymaga rejestracji. Na świecie w systemie m-pesa wykonywanych jest 80 tys. transakcji na sekundę i nikt nie ma nad tym kontroli. Jest jeszcze sieć tzw. shell banks, czyli banków wydmuszek, które nie mają siedziby w kraju, w którym działają. Powstają po to, by zapewnić przepływy nie mające nic wspólnego z faktycznymi transakcjami.

Jak widać przestępcy, chcący skorzystać z luk w systemie finansowym, odeszli bardzo daleko od słynnych pralni Ala Capone, który w Chicago w latach 20. w ten sposób wprowadzał pieniądze z nielegalnych źródeł do legalnego obiegu, co jest istotą tego procederu. Teoretycy podzielili go na trzy etapy: lokowanie, czyli wprowadzanie brudnych pieniędzy do systemu bankowego; maskowanie, czyli mnożenie przelewów na różne konta; i integracja w jednym ręku.

Na problem niekontrolowanych przepływów pieniędzy, uwagę świata zwróciły ostatnio dwa globalne krachy. Pierwszy to atak 11 września 2001 roku na WTT  w Nowym Jorku, który miał poważne reperkusje gospodarcze. Kosztował terrorystów około ćwierć miliona dolarów. Jednak nadzorujący amerykańskie systemy bankowe przyznali  potem, że nie wyłapali  transakcji terrorystów. Drugi to upadek firmy „Lehman Brothers”  w 2010 roku, z którego Stany Zjednoczone nie mogą się podnieść do dzisiaj. Na skutek tych kryzysów podjęto w USA działania, zwiększające kontrolę nad obrotem finansowym, co wywołało obywatelskie protesty.

Unia Europejska, która na „praniu pieniędzy” traci najbardziej, przyjęła szereg dyrektyw zapobiegających temu procederowi. Ale zdaniem Piotra Maślaka najbardziej skuteczna w przeciwdziałaniu tego typu przestępczości jest organizacja The Financial Action Task Force (FATF). Należy do niej wprawdzie tylko siedem państw, ale skutecznie monitoruje przepływy finansowe na całym swiecie .