Literatura pomaga nam dojrzeć do pewnego poziomu odwagi i do wyznania przed sobą samym, że śmierć już jest, że nie da się jej przekreślić

O literackich wizjach śmierci, o tym czy poezja i proza pomagają nam oswoić się z przemijaniem, o nadziei i miłości do życia - mówi literaturoznawca dr hab. Krzysztof Korotkich, prof. UwB z Wydziału Filologicznego Uniwersytetu w Białymstoku. - Nie może być przypadkiem, że właśnie w Białymstoku ukazały się w ostatnich latach najważniejsze książki o śmierci – podkreśla.  

 




Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzecz główną,
Powiem ci: śmierć i miłość – obydwie zarówno – przypomina poeta Jan Lechoń.
Czy tak samo jest w literaturze? Czy temat śmierci, odchodzenia jest równie ważny jak miłość? A może ważniejszy?



Literaturoznawca dr hab. Krzysztof Korotkich, prof. UwB z Wydziału Filologicznego: Nic tak nie zbliża człowieka do poznania sensu życia, jak właśnie doświadczenie śmierci. Pisarze od zawsze znali siłę tego tematu i wykorzystywali go w narracji jako doskonały sposób na nawiązanie relacji z czytelnikiem, skupienie jego uwagi na tekście, na fabule, ukazanie człowieka w pełni jego wielowarstwowych tajemnic, aż do nadziei rozpoznania prawdy, prawdziwej twarzy. I to wszystko dzięki przeglądaniu się w śmierci bohaterów literackich, w cudzej śmierci. Może dlatego też najważniejsze, najciekawsze dzieła literackie nie okłamują, ale ukazują rzeczywistość jako związek życia i śmierci pełen harmonii, bez fałszywego unikania tematu oraz niepotrzebnego dramatyzowania, straszenia śmiercią. Dzisiaj już nikt chyba nie chce wierzyć w kostuchę i w rozgadane kościotrupy, nie szuka emocji w zatracaniu się w czeluściach krypty. Poza oczywiście rasowymi horrorami, bo i na takie jest wciąż zapotrzebowanie. A jeśli mówić o śmierci serio, to wyłącznie z perspektywy miłości. Mam na myśli miłość do człowieka, ale też do życia. Trudno znaleźć dobrego poetę, który pisałby o życiu nie na tej kartce, na której wcześniej szkicował swoje lęki przed umieraniem, albo planował śmierć z powodu nieudanej miłości. Właściwie moglibyśmy w każdym dziele literackim znaleźć albo motyw śmierci, albo miłości, bez nich opisy życia bohaterów są niemożliwe lub po prostu kiczowate.




O pożegnaniu i odchodzeniu rozmawiamy teraz, gdy częściej odwiedzamy groby bliskich, gdy częściej wspominamy tych, co odeszli. Czy poezja i proza pomagają „oswoić się” ze śmiercią? 



Im dłużej żyję, tym mniej wierzę w to, że cokolwiek może człowieka oswoić ze śmiercią. Ona jest przy nas cały czas, a życie to proces, który polega na przyznawaniu się do obecności śmierci, do jej wciskania się w nasze sprawy, w to, że jesteśmy uwikłani bez reszty w jej włókna, od samego początku. Dlatego nie chodzi o oswajanie, jakby chodziło o dzikie zwierzę, które przychodzi z zewnątrz, ale o najzwyklejsze zrozumienie, że nie ma wyboru, dojrzewanie do rozpoznania. Literatura nam pomaga dojrzeć do pewnego poziomu odwagi i do wyznania przed sobą samym, że śmierć już jest, że nie da się jej przekreślić, przysłonić, unikać. Nie chodzi o zakłamywanie rzeczywistości, ale jej widzenie jako pełni. Jednym z przykładów świetnej literatury eksplorującej ten motyw może być powieść Anny Markowej „Śmierć”. Białostocka pisarka kreuje postać zdolną pomieścić chyba wszystkie nasze wyobrażenia śmierci. Główna bohaterka jest tym, czego człowiek się lęka, unika, ale też za czym tęskni, czego nie rozumie… Pisarka po mistrzowsku dzieli „życiorys” śmierci na wiele scenariuszy, sugerując dyskretnie, iż kolejnym bohaterem możemy być my – czytelnicy jej nieukończonego dzieła.




Jakie jest to „literackie umieranie”? To siła niszcząca czy wyzwolenie? Nicość czy przejście do lepszego świata? Ucieczka czy ukojenie?



Literackie umieranie jest odzwierciedleniem wyobraźni lub egzystencjalnego doświadczenia pisarza, jego talentu, wrażliwości na zapotrzebowanie społecznej ciekawości, ukojenia lęków. Każda śmierć literacka jest śladem zdarzenia w rzeczywistości. Śmierci nie można sobie wymyślić.




Każda epoka miała oczywiście swoją wizję śmierci, ostatecznych pożegnań. Która wizja jest Panu najbliższa?



Śmierć nie ma swojej epoki. Najlepsze wizje, literackie kreacje śmierci, poruszające sceny tanatyczne, są konsekwencją talentu oraz wyobraźni literackiej, pochodzą z wewnętrznego, duchowego doświadczenia – być może rozpoznania właśnie owej jedynej granicy.




Czy śmierć może nieść nadzieję, radość?



Jeśli uznać śmierć za coś więcej niż tylko zjawisko fizjologiczne, konieczne, nieuniknione, gdyby wykorzystać jej siłę w budowaniu narracji o życiu, z pewnością mogłaby się okazać źródłem nadziei. Może być źródłem dobrego humoru – choćby czarnego, co wspaniale umiał wykorzystać na przykład Roland Topor.




Uczy też miłości do życia?



Nie każdy szuka tego samego. Nie wszyscy potrzebują spotkania ze śmiercią żeby poczuć pełnię życia. Z pewnością jednak czytając Marię Antoniego Malczewskiego nie można poczuć na plecach zgniłego oddechu Śmierci, która pobudza apetyt na życie, przypomina o jego kruchości.



A jak na śmierć patrzą literaci XX i XXI wieku? Pytam o to, w nawiązaniu do dwóch wierszy, których fragmenty zdoła przytoczyć większość z nas:
Umrzeć - tego się nie robi kotu. Bo co ma począć kot w pustym mieszkaniu – pisze Wisława Szymborska, a Jan Twardowski dodaje: Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy.



Siłą poezji Wisławy Szymborskiej jest jej autentyczność. W krajobrazie przedstawionym przez poetkę śmierci nie widać, jest natomiast przejmująca samotność i zagubienie kota. Opisać śmierć w obrazie tęskniącego kota to tak, jakby wyznać najgłębszą tajemnicę, którą poznało się zaglądając za zakazaną zasłonę. Szymborska zresztą nie straszy śmiercią, jej kot z nadzieją mówi w zakończeniu wiersza coś na przekór przemijaniu, wymowne słowa: „na początek”!




O odchodzeniu i przemijaniu piszą i pisali także twórcy z naszego regionu. Które utwory są Panu najbliższe?



Jest jakaś niezwykła cecha pisarzy związanych z naszym regionem, że mają wielki talent do zbliżania się w okolice tematów tabu. Może to kwestia wrażliwości, wyobraźni, jakaś przyrodzona cecha kultury nieskażonej lękiem przed śmiercią, o którym się mówi, że opanował cywilizację zachodnią? Nie może być przypadkiem, że właśnie w Białymstoku ukazały się w ostatnich latach najważniejsze książki o śmierci: „Śmierć” Anny Markowej, „Trauma” Włodzimierza Szturca, "Po stronie cieni" Jana Kamińskiego, „Przeszłości” Janusza Taranienki, „ś” Teresy Radziewicz, czy „Znikanie” Krystyny Koneckiej. I to nie wszystkie dzieła, jest ich znacznie więcej. I to nie kwestia mody literackiej, ale osobliwej, nieoczywistej dojrzałości do prowadzenia dialogu z czytelnikiem o tym, na co każdy z nas czeka, a nie potrafi zacząć mówić. Wymienieni pisarze należą do grona poetyckich przewodników – może przewoźników! – przekonujących, że jest drugi brzeg.



Dziękuję za rozmowę.

 

I na koniec Julia Hartwig w „Gorzkich żalach”
Trzeba ich opłakać
bo trzeba nam tych łez
trzeba ich opłakać
bo tak od wieków przystało
Ale tak na prawdę
oni tych łez nie potrzebują
Patrzą na nas z góry
i mówią dobrze dobrze
kiedy widzą że wydobywamy z siebie naszą dzielność



Rozmawiała Marta Gawina