Przesunięcie daty to decyzja bez precedensu. Ale problemy towarzyszyły nowożytnym igrzyskom praktycznie od początku

Wirus SARS-CoV-2 wprowadził sporo zamieszania w kalendarzu rozgrywek sportowych. Najbardziej spektakularna zmiana dotyczy olimpiady. Po długich wahaniach Międzynarodowy Komitet Olimpijski zdecydował o przeniesieniu igrzysk olimpijskich i paraolimpijskich „Tokio 2020” na 2021 rok. O wyjątkowości tego posunięcia, a także o perturbacjach, jakie wiązały się z igrzyskami w przeszłości, mówi historyk sportu dr hab. Artur Pasko, prof. UwB z Wydziału Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu w Białymstoku. 

- To jest rzeczywiście decyzja bezprecedensowa. Nigdy przedtem igrzyska nowożytne nie były przekładane – przypomina prof. Pasko. - Za to kilkukrotnie nie odbyły się. Wiąże się z tym zresztą pewien paradoks, bowiem w starożytności zawody odbywały się zawsze regularnie,  systematycznie co 4 lata. Wynikało to głównie z tego, że igrzyska były wówczas silnie związane z religią, więc starożytni w obawie przed gniewem bogów postępowali zgodnie z wolą bożą. Dodatkowo, w czasie kiedy miały odbywać się igrzyska, obowiązywał tak zwany pokój boży. Zdarzały się przypadki, że ten pokój był naruszany, trwały wojny, mimo to zawody się odbywały.

W erze igrzysk nowożytnych tej regularności nie udało się utrzymać. Jak mówi białostocki historyk, powodem było zupełnie inne podejście do idei olimpizmu.

- O tej idei także współcześnie rzadko mówimy, choć ona legła u podstaw wskrzeszenia ruchu olimpijskiego. Nowożytne igrzyska zawdzięczamy Francuzowi, baronowi Pierre’owi de Coubertinowi, który pod koniec XIX wieku wyszedł z propozycją zorganizowania igrzysk na wzór starożytnych. Wcześniej również takie próby podejmowano, ale nikomu nie udało się tego zrealizować. Dlaczego zatem udało się Coubertinowi? Bo moment był sprzyjający. Sam baron nawiązywał rzecz jasna do idei antycznej. Jednak marzył, że igrzyska będą sprzyjały zbliżaniu i wzajemnemu poznawaniu się narodów, a młodzi ludzie zamiast walczyć gdzieś na frontach, będą mogli w przyjaźni i pokoju rywalizować na stadionach i arenach sportowych. Jego pomysł wiązał się też z tym, że chciał zmienić, przeorganizować system kształcenia, chciał by sport był częścią wychowania. Rywalizacja sportowa wymaga ćwiczeń, sprawności fizycznej. Pamiętajmy, że w tym czasie nasiliły się napięcia w polityce międzynarodowej - istniały już dwa bloki polityczno-militarne, czyli Trójprzymierze i Trójporozumienie. Kolokwialnie mówiąc, „możni tego świata” szybko zorientowali się, że taka usportowiona młodzież będzie doskonałym "materiałem" na żołnierzy. Zatem było dla olimpizmu przyzwolenie polityczne.

Szybko okazało się, że polityka będzie bardzo często kładła się cieniem na nowożytnych olimpiadach. Doświadczyli tego już organizatorzy pierwszych nowożytnych igrzysk, przypomina prof. Artur Pasko. 

- W 1894 roku powstał Międzynarodowy Komitet Olimpijski, a 2 lata później w Atenach odbyły się pierwsze nowożytne igrzyska. Co ciekawe, na początku Grecy niekoniecznie chcieli je organizować. Później zorientowali się oczywiście, że to jest świetny interes i byli nawet chętni, by powtarzać igrzyska w Grecji co 4 lata. Jednak de Coubertin wyszedł z inicjatywą, by organizować je w różnych miejscach na świecie. W każdym razie jeszcze przed pierwszymi igrzyskami Turcy oskarżyli Greków, że ci wykorzystywali imprezę do „załatwienia” sprawy Krety - chodziło im o odzyskanie wyspy, którą wcześniej utracili na rzecz Turcji. Zresztą niemal dokładnie rok po igrzyskach faktycznie doszło do wojny grecko-tureckiej.

Mniejsze i większe perturbacje towarzyszyły też kolejnym igrzyskom, wylicza historyk. Te w roku 1900, w Paryżu, odbywały się podczas wystawy światowej i były źle zorganizowane. Kolejne, w 1904 r. w Saint Louis, były areną nie zawsze uczciwej rywalizacji między Stanami Zjednoczonymi a Wielką Brytanią. 

- Ciekawa jest sprawa igrzysk w roku 1908. Miały się odbyć w Rzymie. Pierre de Coubertin bardzo obawiał się reakcji Kościoła na pomysł zorganizowania igrzysk w sąsiedztwie Stolicy Apostolskiej – wszak olimpiada wiązała się pierwotnie z kultem pogańskim. Jednak ku zaskoczeniu barona ówczesny papież Pius X nie tylko nie wyraził sprzeciwu, czy niechęci, ale nawet obiecał, że ufunduje nagrodę w wyścigu gondolierów. Ostatecznie igrzyska trafiły do Londynu.

Pierwsze igrzyska, które w ogóle się nie odbyły, miały być zorganizowane w Berlinie w  1916 roku. Plan zniweczyła I wojna światowa. Jak mówi historyk z UwB, był to pierwszy twardy dowód, że idea olimpijska jako inicjatywa pokojowa nie znalazła zrozumienia i poparcia światowych elit. Zresztą – także wbrew idei de Coubertina - tuż po wojnie, w 1920 r., nie zaproszono do udziału w igrzyskach w Antwerpii dotychczasowych wrogów:  Niemiec, Austro-Węgier i Turcji. Kolejnym ciosem dla olimpizmu była II wojna światowa.

- Czytałem wypowiedź ministra finansów Japonii, który powiedział, że co 40 lat zdarzają się „igrzyska przeklęte”. Jest w tym trochę racji, bo rzeczywiście w 1940 roku zawody nie odbyły się. Nomen omen, one początkowo miały być organizowane w Tokio. Jednak ze względu na sytuację polityczną i zaangażowanie Japonii w wojnę z Chinami przeniesiono je do Helsinek. Rok wcześniej wybuchła jednak II wojna światowa. Ciekawostką jest to, że właśnie na tych igrzyskach Polacy mieli nadzieję zdobyć złote medale, których nie udało się wywalczyć na igrzyskach w Berlinie w 1936 r. Jednym z „pewniaków” do wyjazdu na igrzyska w 1940 r. był zawodnik białostockich klubów, lekkoatleta Bernard Zasłona. W pewnym sensie jednak igrzyska w roku 1940 się odbyły, bowiem jeńcy wojenni w Stalagu XIII A Langwasser, nieopodal Norymbergi, wbrew zakazom zorganizowali olimpiadę konspiracyjną. Jedną z konkurencji na tych igrzyskach był, nazwijmy to, bieg żabką. Uczestnicy mieli pokonać 50 m trzymając ręce na głowie i wykonując podskoki. Właśnie w taki sposób w obozie karano więźniów. Co ciekawe, jeńcy urządzili te wyścigi praktycznie na oczach strażników, Niemcy jednak na to pozwolili, wręcz kibicowali, bowiem nie wiedzieli, że właśnie rozgrywano konkurencję konspiracyjnych igrzysk. Jako ciekawostkę dodam, że wtedy zwycięzcą tej konkurencji został Polak, Teodor Niewiadomski. 

Z tego samego powodu nie odbyły się zaplanowane na 1944 rok Igrzyska Olimpijskie w Londynie. Ale, jak przypomina prof. Pasko, także i wtedy miała miejsce międzynarodowa rywalizacja sportowa w konspiracji. Tym razem zawody zostały zorganizowane przez więźniów Oflagu II C w Woldenbergu, czyli w dzisiejszym Dobiegniewie. Przebywało tam m.in. kilku polskich olimpijczyków, wśród nich Wojciech Trojanowski - po wojnie był on znanym sprawozdawcą sportowym Radia Wolna Europa.

- Okres po II wojnie światowej jest bardzo ciekawy, gdyż do rywalizacji olimpijskiej dołączył Związek Radziecki. Kierownictwo MKOl zdawało sobie sprawę, że włączanie Rosjan do Igrzysk Olimpijskich jest bardzo ryzykowne, bo było już wiadomo jak wygląda sport w państwie radzieckim. Oficjalnie był to sport amatorski, a nieoficjalnie był finansowany przez państwo. Sportowcy byli koszarowani podobnie jak żołnierze, podczas specjalnych obozów ćwiczyli znacznie więcej i intensywniej niż ich rywale z Zachodu. Tym niemniej w 1951 roku na Sesji MKOl w Wiedniu został zaakceptowany Radziecki Komitet Olimpijski. W 1952 r. na Igrzyskach Olimpijskich w Helsinakch po raz pierwszy wystąpili zawodnicy radzieccy. Wcześniej Rosjanie zostali zaproszeni na pierwsze powojenne igrzyska zorganizowane w 1948 roku w Londynie. Tam jednak nie pojechali zawodnicy, tylko specjalni obserwatorzy, aby uczyć się od sportowców występujących na igrzyskach. Zresztą dla Rosjan olimpizm to była sprawa polityczna, sprawa propagowania ustroju socjalistycznego. Wbrew ideałom Coubertina interesowały ich jedynie zwycięstwa.

Choć powojenna polityka nigdy nie storpedowała organizacji igrzysk, to cały czas wpływała mocno na ich przebieg, mówi prof. Artur Pasko.

- Na przykład igrzyska 1980 roku, zorganizowane w Moskwie, zostały zbojkotowane przez wiele krajów zachodnich w proteście przeciwko agresji ZSRR na Afganistan w grudniu 1979 roku. Na moskiewskich arenach zabrakło wielu czołowych sportowców świata. Nie tak miały wyglądać te igrzyska. Zgodnie z uwagą japońskiego ministra, te igrzyska rzeczywiście były "przeklęte". Niejako w odwecie, 4 lata później do Los Angeles nie pojechali reprezentanci większości krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Jedynym krajem z bloku radzieckiego reprezentowanym w Los Angeles przez sportowców była Rumunia.  Jeszcze do niedawna uważano, że rządzący wtedy Rumunią Nicolae Ceaușescu przeciwstawił się władzom radzieckim. Dziś już z dużym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że wyjazd Rumunów na igrzyska do USA był uzgodniony z Kremlem. W ten sposób Rumunii mieli kreować swój wizerunek kraju o nieco większej, niż inne kraje bloku radzieckiego, niezależności od Moskwy. A wszystko to po to, by zyskać pomoc gospodarczą z Zachodu. Wprawdzie do dziś nie znaleziono jednoznacznych dowodów potwierdzających tą tezę, ale wiele wskazuje na to, że jest ona bardzo prawdopodobna. Do mniejszych i większych bojkotów dochodziło też wcześniej, podczas igrzysk w roku 1956 czy 1976.

Jak przypomina naukowiec, bodaj pierwszy raz swoisty wątek epidemii pojawił się przy okazji Igrzysk Olimpijskich w Seulu w 1988 roku.

- Ówczesny prezydent MKOl Juan Antonio Samaranch robił wiele, by igrzyska w 1988 r. mogły wspólnie zorganizować KRLD i Korea Południowa. Jednak plany te okazały się nierealne. KRLD nie tylko nie wzięła udziału w tych igrzyskach, ale odmawiała też prawa do ich organizacji Korei Południowej. Wszak Phenian, czy jak dzisiaj powinniśmy mówić Pjongjang, nie uznawał władzy w Seulu. Poza tym północnokoreańska agencja informacyjna, chociaż przemilczała wiadomości o rozpoczęciu igrzysk, to poinformowała, że w Seulu panuje epidemia cholery, która dziesiątkowała ludność. Oczywiście nie było żadnej epidemii. Korea Północna rozsiewała plotki w ramach dezinformacji. Jednak w żaden sposób nie wpłynęło to na przebieg igrzysk.

W ocenie dr. hab. Artura Paski, prof. UwB, przesunięcie najbliższych igrzysk o rok, choć jest wydarzeniem bez precedensu w przeszłości, jest dobrym rozwiązaniem.

- Szczególnie z perspektywy sportowców. Przecież oni do igrzysk przygotowują się przez lata. To najważniejsza impreza sportowa na świecie. Pamiętam wypowiedź znakomitego polskiego pięcioboisty, złotego medalisty Igrzysk Olimpijskich w Montrealu w 1976 r., Janusza Pyciaka-Peciaka, który uczestniczył w posiedzeniu zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego w maju 1984 roku. Według oficjalnej wersji wtedy podejmowano decyzję o udziale Polaków w bojkocie igrzysk w Los Angeles, w rzeczywistości jednak przedstawiano im wówczas decyzję, którą podjęto najpewniej na Kremlu. Zareagował on emocjonalnie i bardzo odważnie. Jako jedyny wyraził zdecydowany sprzeciw. Później poparła go także Irena Szewińska i olimpijka z Berlina z 1936 r. Maria Kwaśniewska-Maleszewska. Dopiero później Janusz Pyciak-Peciak zdał sobie sprawę, że taka postawa mogła go narazić na wiele problemów. Działo się to przecież w obecności wielu dygnitarzy. Zaprotestował, bo 4 lata odstępu pomiędzy igrzyskami to dla zawodników długi okres i czasem te najbliższe zawody to dla nich jedyna szansa występu na igrzyskach. Ponadto - z dzisiejszej perspektywy - udział, a zwłaszcza zwycięstwo w igrzyskach jest często dla sportowców podstawą dalszego funkcjonowania: przecież z sukcesami wiążą się liczne profity. Poza tym w wielu krajach medaliści olimpijscy otrzymują później sportowe emerytury. Więc przesunięcie igrzysk o rok, zamiast odwoływania ich, jest dobrą decyzją. Nie wyobrażam sobie zresztą, by w czasie pandemii, gdy narażone jest zdrowie i życie ludzkie, były organizowane igrzyska. Przecież baranowi de Coubertin chodziło o dobro ludzi, więc organizując teraz igrzyska postępowalibyśmy wbrew jego przesłaniu.                                                             

 

rozmawiała Katarzyna Dziedzik 

na zdjęciu: prof. UwB Artur Pasko na stadionie w Atenach, na którym odbyły się pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie w 1896 r. (archiwum prywatne)