Romantyk z pozytywnym nastawieniem – w poszukiwaniu pisarskich talentów

Postanowił promować literaturę, zachęcać do pisania uczniów i studentów, a przede wszystkim budować pamięć o ważnych pisarzach z naszego miasta i regionu. To dlatego dr hab. Krzysztof Korotkich z Wydziału Filologicznego Uniwersytetu w Białymstoku wymyślił  konkurs literacki im. Anny Markowej – poetki i pisarki, którą znał osobiście. Pomysł z konkursem okazał się wielkim sukcesem, bo wbrew pozorom młodzi ludzie piszą i chcą pisać.

Niedawno została rozstrzygnięta siódma edycja Konkursu Literackiego im. Anny Markowej. Studenci i uczniowie nadesłali w sumie 24 prace. Kapituła konkursowa przyznała trzy nagrody i cztery wyróżnienia. Przewodniczył jej dr hab. Krzysztof Korotkich, z który z naszą uczelnią związany jest od początku.

- Broniłem pracę magisterską pod kierunkiem prof. Haliny Krukowskiej na filii UW w Białymstoku, ale już na 5 roku studiów zostałem zatrudniony na etacie naukowo-technicznym w Instytucie Filologii Polskiej. Jestem z nim związany od początku i z nim wiążę moje dalsze plany naukowe. To świetne miejsce do prowadzenia badań, rozwoju pasji i  spełniania marzeń zawodowych – podkreśla naukowiec.

Marzenie, które na pewno się spełniło to konkurs Anny Markowej. 

- Z rodziną Marków przyjaźnię się od 1993 roku, a początek naszej znajomości to wspólne zaangażowanie w działalność Stowarzyszenia Droga oraz praca w Polskim Radiu Białystok. Annę Markową poznałem osobiście, widywałem na spotkaniach autorskich, byłem jej gościem, rozmawialiśmy czasami przez telefon, ale nie mogę powiedzieć, że czas pozwolił na nasycenie tą znajomością i na wyczerpanie oczekiwań. Za krótko, za mało. Konkurs Jej imienia zrodził się w mojej głowie jako jedno z działań mających na celu promowanie literatury, poszukiwanie młodych talentów oraz – a chyba przede wszystkim budowanie pamięci o ważnych pisarzach z naszego miasta i regionu – wspomina Krzysztof Korotkich.

Dodaje, że każdego roku w konkursie udział bierze od 30 do 50 uczestników, a to naprawdę pokaźna liczba piszących młodych ludzi. Statystyka nie jest tu jednak najważniejsza. Liczy się to, że uczniowie i studenci przynajmniej raz do roku zerkają do twórczości Markowej, czytają jej prozę i wiersze, zaznaczają w swojej pamięci jej postać.

- Ważne jest to, że za naszą namową piszą, mają chęć i odwagę wysłać swoje utwory do surowej oceny, aby ostatecznie cieszyć się naprawdę dobrymi nagrodami. Od początku konkursu patronami honorowymi i fundatorami nagród są JM Rektor Uniwersytetu w Białymstoku i Prezydent Miasta Białystok. Mam nadzieję, że to się nie zmieni – uśmiecha się organizator konkursu.  

Czy są uczestnicy, których zapamiętał zczególnie?

- Oj, nie chciałbym tworzyć takiego rankingu. Trudno jednak nie wspomnieć o dwóch laureatkach. Pierwsza to Katarzyna Dulko, która w jednej oprzednich edycji zdobyła nagrodę, później została studentką filologii polskiej, a obecnie jest członkinią Zarządu Klubu Humanistów i jurorem tego właśnie konkursu. Drugą laureatką, o której chcę wspomnieć jest Aleksandra Maj. Wielki talent. Jej prace zostały najwyżej ocenione zarówno w zeszłym roku, jak i w tym, co więcej w VII edycji zdobyła ona dwie nagrody – I miejsce za opowiadanie i II miejsce za utwory poetyckie. Ale pamiętam chyba wszystkie nagrodzone prace, łatwo zapamiętuje się to, co ładne i dobre – wspomina pomysłodawca konkursu Markowej.

Sam siebie za poetę nie uważa, ale poetów zawsze traktował jako byty lepsze, ważniejsze.

- Być może mój podziw sprawił, że zawsze coś notowałem, spisywałem myśli, ale bez zamiaru publikowania. Niedawno jednak dałem się namówić, pod presją Krystynie Koneckiej, na opublikowanie wiersza Autoportret na portalu pisarze.pl. Mam poczucie jakiejś frajdy, może satysfakcji, ale wątpię by nastąpił ciąg dalszy męczenia ludzi moimi wierszami. Wolę dzielić się moimi książkami o poezji – dodaje z uśmiechem.

Kocha Juliusza Słowackiego, romantyków i ich niezwykłą wyobraźnię. Bardzo bliska jest mu też twórczość współczesnych poetów. Często wraca do Herberta, Miłosza, Kamieńskiej, Szymborskiej, czyta Osiecką, Kuczkowskiego, Hartwig, Stachurę, a także tych, z którymi spotyka się i pija kawę: z Janem Leończukiem, Ewą Lipską, Teresą Radziewicz, Januszem Taranienką, Wojciechem Kassem, Krzysztofem Czyżewskim.

 - Ale nie wymienię wszystkich, co znaczy, że niektórzy poczują się pominięci, a tak z pewnością nie jest... Niektórych czytam i uczę się na pamięć – podkreśla naukowiec UwB.

Na pytanie czy warto czytać poezję odpowiada jednoznacznie: nie tylko warto, ale trzeba.

- Uczenie się poezji na pamięć było jedynym sposobem zapewniającym ciągłość państwa, budowania tożsamości narodowej, określającej sens i cel istnienia, co wiemy z najstarszych świadectw pisanych, na przykład z „Gilgamesza”, najstarszego znanego tekstu, spisanego w języku sumeryjskim. Poezja ponad wszystko sprawia, że język jest zdolny wyrażać to, co niewyrażalne w powszedniej mowie, korzysta z siły wyobraźni, z przywracania słowom ich pierwotnych znaczeń, przywraca nam pamięć o źródłach – przypomina dr hab. Krzysztof Korotkich.

Teraz czeka go kolejne wyzwanie. Od 1 września będzie pełnił funkcję prorektora do spraw kształcenia. Przyznaje, że ta nominacja była dla niego sporym zaskoczeniem.

- Nigdy nie planowałem kariery w takiej akurat strukturze. Byłem wprawdzie przez cztery lata zastępcą dyrektora Instytutu Filologii Polskiej, ale traktowałem to jako zadanie do wykonania, tak po prostu. Starałem się być pożyteczny dla tej części uczelni, którą znałem i na której rozwoju mi zależało. Zrobiłem wtedy wiele, chyba tyle, ile można akurat było zrobić, potem wróciłem do pracy naukowej i zapomniałem o zarządzaniu. Propozycja pana rektora Roberta Ciborowskiego była dla mnie zaskoczeniem, zdziwieniem i w jakimś stopniu zakłopotaniem. Pomyślałem od razu, że przecież jest tyle lepszych i bardziej kompetentnych ode mnie pracowników... Ale skoro rektor zaufał, to przyjmuję wyzwanie z nadzieją, że sprostam oczekiwaniom, oraz własnej wizji uczelni – młodej, ale z olbrzymimi możliwościami. Nasze życie ciągle nas zaskakuje i nie warto psuć okazji do zrobienia czegoś dobrego – podkreśla prorektor elekt.

Dodaje, że chciałby kształcenie studentów postrzegać jako proces ściśle związany z życiem uniwersytetu, nierozerwalny z jego misją i celem.

- Uniwersytet pojmuję też jako instytucję symbiotyczną z życiem miasta i regionu. Nasza uczelnia potrzebuje współpracy ze szkołami, z instytucjami kultury, z mediami, z organizacjami pozarządowymi, z podmiotami gospodarczymi, wreszcie z każdym, kto szuka wsparcia w samorozwoju. Ale też uniwersytet udziela wsparcia wymienionym podmiotom, jest gwarantem stabilnego rozwoju miasta i regionu, nie może być ani firmą, ani korporacją, zawsze będzie otwarty i w jakimś sensie bezinteresowny w szerzeniu tego, co jest fundamentem rozwoju, doskonalenia – dodaje nowy prorektor.

rozmawiała Marta Gawina